17 pomysłów na prezenty świąteczne ♥

17 pomysłów na prezenty świąteczne ♥



Chyba wolę dawać niż dostawać. Jednak obie te rzeczy w jakiś sposób mnie stresują. Pierwsza sprawia, że czuję niepewność, czy mój podarunek spodoba się danej osobie, a druga, czy moja reakcja zadowoli drugą osobę. W każdym razie, obdarowywanie siebie prezentami jest mega urocze, a czego chcieć więcej w życiu?!? Przygotowałam dla Was kilka pomysłów na udane, mam nadzieję, świąteczne prezenty.

Ale za nim zaczniemy. Chciałabym, żebyście poznali jedną, złotą zasadę, która gwarantuje udany prezent. Chcecie wiedzieć? Proszę bardzo: słuchajcie. Brzmi śmiesznie, ale dzięki umiejętności słuchania, będziesz wiedział, czym dana osoba się interesuje, czym się jara. Połowa drogi do sukcesu, teraz tylko wyciągnąć wnioski.

DIY

Najlepsze prezenty, to takie od serca, przynajmniej dla mnie. Dlatego właśnie rzeczy robione przez Was samych jeszcze bardziej uszczęśliwią wybrańca.

1. Peeling do ciała.
2. Balsamy do ust. 

Tutaj odsyłam Was tutaj i tutaj.

3. Szalik, komin na drutach. 

Przeurocze.

4. Album z Waszymi wspólnymi zdjęciami. 

Jest to świetny pomysł na prezent dla osób, które mają już wszystko albo dla Waszych przyjaciół lub drugich połówek.

Hobby

1. Książka.

To proste, jeśli ktoś lubi czytać należy dowiedzieć się tylko, jaki rodzaj literatury najbardziej go interesuje. A może ktoś kocha kosmetyki - książka o makijażu? Ktoś uwielbia piec - odjazdowa książka kulinarna.

2. Płyta.

Kogo lubi słuchać bliska Ci osoba?

3. Bilety na koncerty/festiwale. 

Tutaj trochę drożej, ale jeśli ktoś ma taką możliwość, fajnie byłoby sprawić komuś prezent w takiej formie.

4. Przejażdżka drogim samochodem. 
5. Karnet na siłownię/klubu fitness/kursy.
6. Wizyta w studio tatuażu. 

Inne

1. Portfel
2. Karta podarunkowa do wybranego sklepu
3. Pomadki Golden Rose 
(90% szans, że prezent spodoba się każdej dziewczynie)
4. Zestaw do hybryd. 
5. Krawat
6. Zegarek
7. Kalendarz (nie ścienny)  


Mam nadzieję, że chociaż trochę rozjaśniłam Wam temat i być może już wiecie, co kupić komuś pod choinkę. Tylko proszę, nie kupujcie perfum, bo to cholernie trudne. A, no i pamiętajcie, że najlepsze prezenty to takie, kiedy widać, że poświęciło się na nie trochę czasu. 



Pomadki K'Lips od Lovely! Czy są tego warte? + swatche

Pomadki K'Lips od Lovely! Czy są tego warte? + swatche
Nie ma wątpliwości, że nowy produkt od Lovely zrobił ostatnio niezły szum na rynku kosmetycznym. Raz, że są to pomadki w formule teraz bardzo popularnej - płynna, matowa - czego chcieć więcej? Dwa, że są zrobione na wzór pomadek od Kylie Jenner. Zarzuca się producentom, że ta "inspiracja" jest zbyt duża. Uważam, że po części to prawda, można było to zrobić bardziej subtelnie, ale nie ma co nad tym ubolewać.

Chodzi o to, czy te pomadki są warte tego całego zamieszania, które dostały. Zacznijmy od porównania cenowego: pomadki od Kylie to w zaokrągleniu 120 zł, a od Lovely zaledwie 20 zł. Różnica znacząca i tutaj nie ma co narzekać.

Opakowanie.

Moim zdaniem jest ładne choć niektórzy uważają je za tandetne. No cóż, to zostawiam do oceny Wam. Na przodzie są usta w kolorze pomadki, na jednym z boków jest pani w tle również dopasowanym, a na drugim z boków jest rysunek tego, co powinno znajdować się w środku opakowania.

Wygląd i kolor.                                                                                                        
Moje odcienie są to "Milky Brown" i "Lovely Lips"
i umówmy się - zdjęcia nie oddają tego, jak piękne są te odcienie. Trzeba się nimi po prostu pomalować. Ciemny brąz i ciemny zgaszony róż. Nie ma co, świetnie trafili z kolorami, które są teraz w modzie i nawet pasują do pory roku. W środku tego opakowania pomadka i konturówka (oczywiście dopasowane kolorystycznie) umieszczone są w plastikowym "pudełku" tak, żeby swobodnie nie latały. Fajnie.



Jakość.                                                      1.Aplikacja - wygodny aplikator, nakłada się naprawdę bardzo dobrze. 2.Pigmentacja - ja muszę aż usuwać nadmiar pomadki, super. 3.Wygoda - miło nosi się na ustach, natomiast trochę je wysusza i to jedyna rzecz, jaką mam do zarzucenia, ale być może to tylko moje usta.  
LIFE HACK: Przed nałożeniem pomadki usta pomalować delikatnie wazeliną bądź jakimś bezbarwnym balsamem. Nie ma wtedy efektu suchości, ale również nie ma aż takiego matu. 


Pomadka zastyga na ustach tak, jak powinno być, ale na dłoni ma z tym większy problem. Ja jestem zadowolona z zakupu i na pewno będę często się nimi malować, a co więcej, poluję jeszcze na trzeci kolor "Pink Poison". To by było na tyle. Czy pomadki K'Lips od Lovely są warte zakupu? Tak, zwłaszcza przy takiej cenie. 


Do następnego.



Co chcesz robić w przyszłości? Ja już nie wiem, czego chcę.

Co chcesz robić w przyszłości? Ja już nie wiem, czego chcę.

Najbardziej na świecie nie lubię pytań dotyczących mojej przyszłość. "Co po szkole?" "Co byś chciała robić w przyszłości?" Składa się na to kilka czynników. Nie wiem, co chcę robić. Mam milion pomysłów na życie na minutę. Wyjadę, gap year. Nie, jednak nie - jak studia to tutaj.
Sama gubię się w swoich myślach, więc jak mam odpowiedź na takie pytanie komuś innemu? Najpierw, to ja muszę nad tym posiedzieć i pomyśleć. Unikam odpowiedzi, mruczę coś pod nosem. "A nie wiem" itp.

Nie cierpię na brak pomysłów - to na pewno. Problem polega na tym, że możliwości jest od groma i wiem, na którą się zdecydować. Jest tyle ciekawych rzeczy, które można zrobić ze swoim życiem, że tego życia nie starczy. I to mnie przeraża. Przerasta mnie to, jak życie jest krótkie, bo na tę chwilę jestem uwięziona w wiosce 40 km od porządnego miasta i czuję w kościach, jak bardzo podcina mi to nogi. Nie mam tylu możliwości, co ludzie mieszkający w miastach i aż mnie boli, kiedy widzę, że oni tego nie wykorzystują.

Śmieszne jest też dla mnie to, że człowiek w gównianym wieku, bo zaledwie mając 16 lat, musi zdecydować co mniej więcej chce robić w przyszłości, bo jak szkoła średnio to profilowana. Szkoda tylko, że mając 16 lat nic nie wie się o życiu i jego możliwościach. Z upływem czasu się dorasta i perspektywa spoglądania na niektóre rzeczy drastycznie się zmienia i jakiekolwiek "plany" mogą ulec totalnej dekonstrukcji, a człowiek się zastanawia, co wtedy myślał kiedy je budował.

Czego chcę najbardziej na świecie? Spokoju. Tak, to chyba dobre słowo. Spokój, mam na myśli - godne dorobki, zdrowie, pozwalanie sobie na różne przyjemności, bilansu życiowego, mieszkania w centrum wielkiego miasta, które jest spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Chcę czytać książki w uroczych kawiarniach, studiować za granicą i poszukiwać nowych znajomości. Podróżować i poznawać świat od innej strony. Jednocześnie chcę chodzić na szalone imprezy, koncerty rockowe i robić głupie rzeczy, o których rodzice nie muszą wiedzieć. Ale chcę też prawdziwej przyjaźni, grupki zawsze trzymających się razem dziewczyn, z którymi można o wszystkim pogadać. Mam fajne koleżanki, ale ostatnio zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie mam osoby, której mogłabym powiedzieć wszystko. Nie mam, a bardzo chciałabym mieć.

Widzicie, moje pragnienia są pełne kontrastów, a plany na przyszłość, na dobrą sprawę, nie istnieją. Jedyny cel, jaki sobie obrałam to zdać maturę najlepiej jak umiem, a potem.. A potem to życie pokaże, bo jeszcze wiele może się zmienić.

Wiem, że nie jestem sama jeśli chodzi o zagmatwanie w głowie. Jestem świadoma tego, jak wiele osób ma taki sam problem jak ja i wiem, jaką czują presję z związku z tym, że MUSZĄ już TERAZ wiedzieć, co będą robić kiedyś tam. Bo społeczeństwo tak zakłada. Z tym, że sytuacja na świecie zmienia się z dnia na dzień i nie wiadomo, co będzie jutro, ale my musimy wiedzieć już dzisiaj, co będziemy robić za 5 lat.

Wolne żarty.


Za co kochamy jesień? I trochę o celebrowaniu.

Za co kochamy jesień? I trochę o celebrowaniu.


Z biegiem czasu zaczęłam doceniać rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam najmniejszej uwagi. Chyba tylko za czasów kiedy byłam dzieckiem, cieszyło mnie szuranie butami po liściach opadniętych z drzew. To wszystko do mnie wraca, a tak przynajmniej mi się wydaje. Niesamowicie przyjemne stało się dla mnie chodzenie, kiedy nie jest za zimno ani za ciepło, a prawie idealnie. Moja nauczycielka języka polskiego powiedziała, że lubi chodzić na pieszo do pracy, bo ona lubi sobie patrzeć. Tak po prostu. Na przyrodę i to, co dzieje się wokół niej. Celebruje każdą chwilę i cieszy się każdą ładnie wyglądającą rzeczą. Chciałabym się tego od niej nauczyć i patrzeć na ten zabiegany świat inaczej, trochę bardziej dotkliwie. Jestem w trakcie tego i dotychczas spostrzegłam, jak fajną porą roku jest jesień. Tak bardzo, jak kiedyś jej nie lubiłam, teraz ją uwielbiam.

Oczywiście, żadna z pór roku nie równa się z "zaawansowaną wiosną" - tak sobie nazwałam ten okres - ale jesień też ujdzie. W sensie, są dni kiedy nie ma tego przyjemnego słoneczka i jedyne, co chcesz robić to leżeć w łóżku, bo przesilenie jesienne Cię przerosło, ale są też dobre dni. Ostatnio taki był - słoneczko, chłodny wiaterek i liście masowo spadające z drzew - piękny widok, tylko trzeba się wczuć. Ta notka niesie za sobą pewien cel - ćwiczę docenianie rzeczy wokół mnie, które wydają się być nieistotne, ale po głębszym wpatrzeniu się w nie, mogą poprawić humor i tak dalej. A więc, za co kochamy jesień?

1. Już wcześniej napisałam, ale aż muszę się powtórzyć. Za tę pogodę, która czasami jest naprawdę jest urocza i akuratna. Co prawda, często daje w kość, ale trzymajmy się zdania, że to pogoda nigdy nie jest zła, ale to ludzie ubierają się nieodpowiednio. Zaczyna się listopad, teraz raczej już będzie coraz zimniej, ale na październik tego roku, nie było co narzekać!

2. Oczywistą oczywistością, której nie mogło tu zabraknąć są swetry! Teraz nikt nie może się czepiać, że nosisz worki. Jest cieplutki, a przy odrobinie szczęścia nie będzie widać tych fałdek. Poza tym, są wygodne i ładne. Nośmy swetry.

3. Zazwyczaj na jesień zaczynają się nowe sezony seriali, a przecież kochamy seriale! Jakie Wy oglądacie?

4. Ten punkt jest trochę ogólnikowy. Pasuje do każdej pory roku, bo przecież gorącą czekoladę, kawę i herbatę można pić zawsze. Ale nie wiem, jak wy, ale ja doceniam to bardziej w dni, w które te napoje mogą mnie ocieplić, a przy okazji mogę zawinąć się w koc i oglądać głupie programy w tv albo pisać notkę albo się uczyć. O wiele przyjemniej.

5. Jesień ma swój klimat i niektóre rzeczy idealnie się w niego wpasowują. Mówię tutaj o albumach muzycznych i mam tutaj dla Was małą perełkę, do której wracam każdej jesieni i wręcz się uzależniam -  co roku od nowa. "RED" - Taylor Swift. Mówię poważnie, spodoba Wam się.

6. Nie wiem, jak Wy, ale ja o wiele więcej czytam w jesień. I oglądam więcej filmów i ogólnie bardziej zapoznaję się z kulturą, co wychodzi zawsze na plus.

7. Prawie zapomniałabym - kolory! Umówmy się, jesień ma zarezerwowane kolory, które można nosić na paznokciach, ustach etc. Ale nie tylko o takich kolorach mowa -  na dworze aż się od nich roi - jest pięknie (jeszcze).

Jesień ma swoje wady, czasami jest zbyt depresyjna i człowiekowi się nic nie chce, ale tutaj nie ma miejsca na narzekanie, więc jak widzicie ma też pełno zalet. Ba, nawet nie chcę wiedzieć, ile ich pominęłam. Za co Wy uwielbiacie jesień?


Do następnego!

Pyszne muffinki marchewkowe - przepis.

Pyszne muffinki marchewkowe - przepis.

Rzadko piekę, ale jak już piekę to trzeba tę chwilę uwiecznić - zrobić zdjęcie, pokazać wszystkim i czekać aż powiedzą "ale dobre". Moje muffinki bardzo mi posmakowały, więc postanowiłam, że podzielę się przepisem na moim blogu. 

Nie wiem, czy można je zaliczyć do kategorii "zdrowe", ponieważ znajduje się tam cukier, biała mąka, ale z drugiej strony jest tam marchewka i owoce. Sami zadecydujecie. 

Potrzebne składniki:
  • 2 szklanki mąki 
  • pół szklanki cukru
  • 3 jajka
  • 1 szklanka oleju słonecznikowego
  • 2 łyżki sody (ja daję proszku do pieczenia)
  • 2 łyżki cynamonu 
  • 1 cukier waniliowy (tak, cały)
Wymieszać, a dopiero potem dodać też już wymieszane w drugiej misce:
  • 2 szklanki marchewki startej na grubych oczkach (ja dałam dużo mniej, zabrakło mi, ale to nic)
  • 1 rozgnieciony widelcem banan 
  • 1 jabłko starte na grubych oczkach
  • pół szklanki wiórek kokosowych
  • 3/4 szklanki gorzkiej czekolady rozdrobnionej na małe kostki (po prostu jedna tabliczka czekolady)
Oczywiście czekolady można dodać w takiej ilości, jakiej chcecie. Możecie urozmaicić swoje babeczki orzechami. Ja tego nie zrobiłam, bo nie lubię orzechów. 

Piekarnik nagrzewamy na 175 stopni i każdą turę (u mnie 12 muffinek) pieczemy po 20-25 minut. Ja nie miałam dużych foremek, więc zrobiłam w takich typowo babeczkowych - małych. 

Gwarantuję niebo w gębie i życzę smacznego!

Do następnego!
Copyright © 2016 Two Faced - Blog lifestylowy. , Blogger