sobota, 16 lipca 2016
"Zanim się pojawiłeś", czyli łamacz serc.
Beztroski, dorosły mężczyzna cieszący się życiem. Mieszka w mieście, które nigdy nie śpi ze swoją piękną dziewczyną. Uśmiechając się pod nosem wychodzi z domu, aż dzwoni telefon. Przejęty rozmową wychodzi na ulicę i nie zauważa nadjeżdżającego motocyklu. Pisk opon, uderzenie, a po obudzeniu się słyszy diagnozę. Niemalże całkowity paraliż ciała.
Urodziwa 26-latka lubiąca nietypowe stroje. Utrzymuje całą rodzinę ze względu na to, że jej ojciec nie może znaleźć pracy. Praca w kawiarni sprawia jej przyjemność, ale jednocześnie podcina skrzydła, ponieważ nie może się rozwijać. Z resztą, ta praca jest niezbędna. Pewnego dnia, właściciel zmuszony jest zamknąć biznes, a źródło dochodu znika w mgnieniu oka. Lou musi szybko znaleźć pracę.
W agencji pojawia się nowa oferta, a jest nią opieka nad niepełnosprawnym mężczyzną.
Nie będę zdradzać Wam więcej, bo nie chcę Was skrzywdzić. Po prostu.. Jeśli ktoś Wam powie, że to kolejne typowe romansidło, wiecie, bez szału i mało ambitne, nie słuchajcie, bo ten film trzeba zobaczyć. Mnie osobiście zostawił on w szoku, rozpaczy i jednocześnie złości. Taka zabawa ludzkimi uczuciami. W kinie osób było sporo, z czego 98% sięgnęło po chusteczki higieniczne, aby wytrzeć łzy. Ogólnie, historia zostaje długo w pamięci. Ja, jako osoba wrażliwa, nie mogłam się otrząsnąć i myślałam nad nią bardzo długo po seansie. W filmie pojawił się cytat o tym, żeby żyć, bo życie przemija bardzo szybko. To też daje kopa do myślenia. "Zanim się pojawiłeś" to film i książka (bo prawie wcale się od siebie nie różnią), które będę polecać każdemu.
Jeśli nie jesteś fanem dramatów i uważasz je za kiepskie i z reguły kit, to zapomnij o tym na jeden dzień i wybierz się do kina na ten oto film. Bo warto.
A Wy już oglądaliście? ;)
AUTOR:
Unknown
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz